Prośba!

Proszę o niekopiowanie zdjęć oraz tekstów z niniejszego bloga! Blog ten wymaga pracy i wysiłku, kopiowanie zamieszczonych materiałów jest kradzieżą!

Testowanie psa ;-)

Psa testuje się na różne sposoby ;-) Ja Fly testowałam pod względem rozproszeń i innych dziwnych bodźców.

Jako że wakacje spędziłyśmy w Alpach Szwajcarskich - na łonie natury - miałyśmy dużo czasu na wspólne wędrówki i odkrywanie siebie nawzajem ;-) Miałam szanse przetestować sucza w różnych warunkach. Poczynając od najmniejszych stworzonek:





















Szczerze powiedziawszy do tej pory nie wiem co to za stworzonko. Niektórzy mówili: Szczur alpejski, inni jeszcze coś innego. Nie mniej jednak były to bardzo śliczne stworzonka ;-) W naszej kuchni mieszkała cała rodzina - mama, tata + 5 takich małych rozbójników. Początkowo rzadko było widać maluchy. Jednak jak już podrosły to było istne tornado! Kiedy zbliżała się godzina 22 z każdej szczelinki wystawał pyszczek ;-) Biegały po podłodze, chodziły po ścianach, kradły jedzenie - a ludzie w tym czasie siedzieli przy stole nie dalej jak 2 m od gryzaczy ;-) W tym wszystkim Fly miała swój cenny udział - ani razu nie zwróciła uwagi na małe stworki. Nie próbowała na nie polować, nie próbowała łapać, nie próbowała uciekać. A gryzonie przelatywały jej koło nosa! Dosłownie! Jednego razu jeden się zapędził i rąbnął w Flajka - suka otworzyła oczy, rozglądnęła się i poszła spać dalej. Cud suka ;-)

Licząc przez większe stwory:

Od świstaków tam się aż roi! Gdzie nie spojrzysz świstakowa jama! Fly pierwszymi razy próbowała owe gryzonie gonić ( tu pochwała do jej odwołania), ale po komendzie, zawracała w miejscu i pędziła do mnie ;-) Ale, ale! Jedną z lepszych rozrywek było kopanie w świstaczych norach! Fafronek znajdował dziurę i kopał, kopał, aż z dziury wystawał tylko Fafloczy ogon ;-)
























Jako że przeważnie nie uznaje ścieżek i szlaków - wędruje sobie na własną łapę ;-) Wolę podziwiać przyrodę bez udziału innych ludzi ;-) Często miałam okazje napotkać kozice czy kozły alpejskie (na zdjęciu akurat kozice). I powiem że tutaj Fly też mnie zadziwiała ;-) Na rozkaz zawarowywała w miejscu chociaż nie dalej jak 50m od niej pasły się kozice, które doskonale widziała. Nie lubię płoszyć dzikich zwierząt, zawsze podchodzę na odległość na którą one mi pozwolą i zaakceptują. Często więc Fafelek siedział sam przez dość długą chwilę, kiedy ja podchodziłam sobie bliżej, czy z innej strony do kozic. A suka nie ruszyła się z miejsca ;-) Śledziła moje ruchy, ale sama była jak przyklejona ;-) Nie powiem bardzo ułatwiło mi to życie ;-)

Oczywiście nie zawsze było aż tak kolorowo. Wędrując nie po szlakach, a na własną rękę trzeba uważać na wiele rzeczy. Nie oszukujmy się - jest to niebezpieczne. Las to środowisko różnych zwierząt, o różnych przyzwyczajeniach. Nie zawsze owe zwierzęta są bezpieczne. Dla przykładu, kiedy podejdziesz zbyt blisko do samca kozła, on spokojnie może zaatakować. Jest to obrona, instynkt. A rogi ma bardzo pokaźne ;-) Dodatkowo wędrując z psem trzeba uważać podwójnie. Zwierzęta nie są aż tak tolerancyjne w stosunku do psa jak do człowieka ;-) Dla nich to jest drapieżnik. Nie ma się im co dziwić.
Nie o tym miałam pisać ;-)
Głównym niebezpieczeństwem, tak dla mnie jak i dla Flajka było TO:

















Jest to Żmija zygzakowata. Jak dla człowieka ukąszenie nie jest aż tak groźne, dla psa jest bardzo groźne. Problem w tym że pies ma małą masę ciała, jad zbyt szybko się rozprzestrzenia. Na pomoc jest naprawdę mało czasu. Jeszcze w górach gdzie jedynym transportem w nagłych wypadkach jest helikopter (Fly także miała wykupione ubezpieczenie od nagłych wypadków - w tym lot helikopterem ;-) ). Owego gada spotkałyśmy kilka razy. Starałam się unikać miejsc gdzie mogą być, jednak nie zawsze wszystkiego można być pewnym. Dlatego też na zagrożonym terenie miałyśmy taką fajną komendę "tu tu" po której Flajątko szło krok za mną ;-) Jednak człowiecze tupanie szybciej wypłoszy nieproszonych gości, niż psie ;-)
Pewnego razu szłam SZLAKIEM, ścieżką wychodzoną, bardzo często uczęszczaną. Nawet nie spodziewałam się że spotkam w tym miejscu żmiję! Pół minuty przede mną szła jakaś turystka w górę, trochę później szedł turysta w dół. No w moim mniemaniu spotkanie tam węża graniczyło z cudem. Pozwoliłam więc suce na swobodne bieganie. Biegła ona sobie jakieś 7m przede mną ścieżeczką. Jest OK. Przebiegła ona. Idę ja. Postawiłam stopę, a spod nóg tryska mi jakiś sznurek. Przyglądam się bliżej. Widzę uciekającą żmije! Bardzo ładna, pokaźna żmija! Wmurowało mnie tak, że przez chwile nie mogłam z siebie słowa wydusić. Nie zdążyłam nawet krzyknąć jak ją zobaczyłam! A jak uświadomiłam sobie, co by było gdyby Flajowa łapa wylądowała na tej żmii, to aż mi się zimno zrobiło. Przez następne kilka dni Fly chodziła tylko na smyczy ;-)
Tak że nie zawsze wszystko co wydaje się bezpieczne, naprawdę jest bezpieczne.
Trochę odbiegłam od tematu ;-)

A teraz żeby nie było, portrecik Fly:

2 komentarze:

  1. Piękne te szczurki :P
    W Alpach są swietne widoczki,sunia musi byc tam mega zrelaksowana :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fly jest piękna :)
    super wyjazd miałyście :D
    Pozdrawiamy
    Asia & Rico

    OdpowiedzUsuń